Od kilku już lat obserwuję, z jaką konsekwencją Panowie Wojciech (ojciec) i Jan (syn) Szała realizują swoją pasję piwną.
Wszystko zaczęło się od niewinnego zakupu sprzętu piwowarskiego dla Wojciecha. Był to prezent od żony i syna z okazji jego urodzin. Dzięki temu oryginalnemu podarunkowi Wojciech i również ofiarodawca Jan mogli rozwijać swój zamiłowanie do piwa.
Długo nie trzeba było czekać na pierwsze rodzinne sukcesy. W 2011r., w IX edycji Konkursu Piw Domowych, w ramach Festiwal Birofilia w Żywcu, Jan otrzymał tytuł Grand Championa (za najlepsze piwo spośród wszystkich kategorii), a tytuł ten nadano zwycięskiemu piwo z kategorii German‐Style Kölsch. Piwo to, będące zwycięskim, zostało uwarzone w Brackim Browarze Zamkowym w Cieszynie, jako Grand Champion 2011 i trafiło do sieci dystrybucji Grupy Żywiec.
Innym, nie mniej spektakularny, ale nieco wcześniejszym sukcesem, było zdobycie I miejsca w IV i V Konkursie Piwowarów Domowych „Prawie jak Grodzisz”, które odbyły się w ramach Międzynarodowej Giełdy Birofiliów w Grodzisku Wielkopolskim. Podczas tych corocznych imprez, trwających od 2006r., piwowarzy z Polski i z zagranicy konkurują ze sobą w próbie jak najwierniejszego odtworzenia, naszego najsławniejszego na świecie, piwa grodziskiego.
Zamiłowanie do popularnego Grodzisza stało się chyba inspiracją przy tworzeniu nazw piw powstałych w Browarze Kontraktowym Szałpiw, a warzonych w podpleszewskim Browarze Bartek. Właśnie tu, od minionego roku, rodzinna pasja piwowarska osiągnęła kolejne apogeum.
W tym niewielkim regionalnym browarze, położonym w miejscowości Cieśle, powstają piwa zainspirowane głównie stylami belgijskimi. Nie są one jednak ich jednoznacznym odzwierciedleniem, lecz stanowią ich swoistą interpretację, wariację.
Odnoszę wrażenie, że największą satysfakcją dla tych piwowarów, do niedawna domowych, było eksperymentowanie, by uzyskać najbardziej wyjątkowe w smaku i charakterze piwo. Trzeba przyznać, że pozwoliło to w końcu osiągnąć im sukces.
Pewnym problemem stało się przestawienie z domowej produkcji na manufakturalną. Bo chyba to określenie jest najbardziej adekwatnym wobec tego, w jaki sposób panowie realizują swój złożony cel.
Browar Szałpiw prócz promocji światowych styli piwnych, zinterpretowanych na swój sposób, zaangażował się, w niezwykle trudny piwny proceder, jakim jest niewątpliwie refermentacja piwa w butelce. Ten niezwykle złożony proces wymaga licznych prób i niemal ciągłego eksperymentowania by osiągnąć zamierzony cel.
Sam proces refermentacji polega na wstępny sklarowaniu i częściowym przefiltrowaniu powstałego już piwa. Następnie dolewa się do niego brzeczki nastawnej (czasami wystarczy glukoza) i rozlewa do butelek. Dostarczony w brzeczce cukier rozkłada się i zamienia w alkohol oraz dwutlenek węgla zwiększając stężenie ekstraktu piwa. Podwyższa to również naturalną jego karbonizację (wysycenie CO₂). Pojawia się wyrazisty osad drożdżowy i zmienia się wartość pH piwa. Może się to wiązać z podwyższoną zawartością alkoholu.
Ten element kunsztu piwowarskiego, choć powszechnie znany i popularny nadal w Wielkiej Brytanii i Belgii, a od niedawna w USA i Włoszech, częściowo zanikł. Jest on niezwykle kłopotliwym i nie zawsze przewidywalnym. Przekonały się o tym już i polskie browary regionalne.
Browar Szałpiw zorientował się, że konkurowanie z koncernami, czy nawet browarami regionalnymi, klasycznymi lagerami, jest całkowitym absurdem. I jest to chyba jedyna obecnie droga, jaką obrać mogą właśnie browary kontraktowe. Sam proces refermentacji dodatkowo indywidualizuje poszczególne warki, a piwo jest bardziej mętne i treściwsze w aromacie.
Charakter piw z Browaru Szałpiw podkreśla nieszablonowy repertuar stosowanych słodów i odmian chmieli. Nie obce są im również surowce niesłodowane, których jak ognia unikają piwowarzy tradycyjni, a głównie niemieccy. Jeżeli jednak stosowanie takich surowców, w celu zmiany charakteru produktu (Stout, Witbier), uznaję za zgodne z sztuką piwowarską to używanie ich w celu obniżenia kosztów uważam za niedopuszczalne.
Ciekawym przedsięwzięciem omawianego browaru jest również charakterystyczne i oryginalne nazewnictwo poszczególnych jego produktów. Zostało ono zaczerpnięte z gwary poznańskiej. Pojęcia takie jak: Szczun (chłopak), Dynks (nieokreślone „coś”), Rojber (łobuz, także o rozrabiającym dziecku, z niem. Räuber – rabuś, bandyta, co jest chyba adekwatniejszym dla charakteru tego piwa), Śrup (określenie konia), Bździągwa (pieszczotliwie lub z irytacją o kobiecie, zwłaszcza młodej) czy Kejter (pies) to nazwy warzonych tu piw. Ten wielkopolski regionalizm potęgują stosowne zwroty zamieszczone na poszczególnych etykietach.
To rzadko spotykane jeszcze w Polsce regionalizowanie produktów, przez stosowną nazwę, jest często praktykowanym w innych europejskich krajach. I choć użyte tu pojęcia, zapożyczone z gwary wielkopolskiej, są mało zrozumiałymi to użycie ich wywołało zaciekawienie i chęć ich poznania w innych regionach naszego kraju. Dodatkowo sprzyja temu wyjątkowa indywidualność marek z Browaru Szałpiw.
Mimo, że jest jeszcze nieco do poprawienia to z całą pewnością można pochwalić pomysłodawców tego, już wyjątkowego, browaru kontraktowego. Reasumując TAK TRZYMAĆ.